środa, 28 listopada 2012

Sex, rap & dubstep.

Chcę tego prędzej,
Chcę tego bardziej,
Chcę tego więcej niż najbardziej,
Niczego nie chce tak jak teraz,
Będzie jak będzie,
Nieodparcie chcę cię.
Otwarcie i skrycie,
Jak śmierć i życie.

w zasadzie nie miałam zamiaru pisać nic dzisiaj, wstawię za to genialną zwrotkę Fokusa, bo Fokus w ogóle jest genialny, przynajmniej jeśli chodzi o doprowadzanie mnie do orgazmu.
a właśnie naprawdę dobrego orgazmu mi teraz brakuje. chyba jedynie.
bo wiecie, teraz gdy wszystkim nam w życiu tak pięknie się układa, nie może być końca świata. 
więc go nie będzie.

wracając do wątku głównego: nie wiem na ile to normalne, że tak bardzo chcę Cię teraz przelecieć.


piątek, 23 listopada 2012

Sleepyhead

They couldn't think of something to say the day you burst.

a wybucham ostatnio nadspodziewanie często. Historia zatoczyła koło, jest prawie tak jak na pierwszym roku, wszystko oczywiście na przestrzeni mojej głowy i tego co w niej (to wcale nie ma sensu), bo okoliczności są przecież zupełnie inne. Jestem jak Hades, ten rysunkowy, disnejowski Hades z mojego ulubionego gifa. Błękitne, czerwone i tak w kółko. Spokój, wkurwienie, radość i znowu wkurwienie. Bez schematu, bez sensu, bez powodu. 
I czuję się tak, jakbym była dosłownie pół kroku, krok najdalej, od spełnienia wszystkich moich marzeń i jest tak zajebiście!
I nagle dostaję skurczu w łydce i skręcam sobie kostkę. I znowu wszystko strzela chuj, znowu chciałabym się beznamiętnie najebać, bo jest tak, że nawet najwięksi optymiści w tych dniach potrzebują czegoś żeby zapomnieć. Odmóżdżyć się, wyłączyć, zgasić to co skwierczy w środku. Pstryk. 
Damn, girl. 
Wiem, że tego nie potrzebuję tak naprawdę, że to chwila tylko, november strikes back i cała ta otoczka. Żeby było bardziej poetycko, polecimy teraz ze Staffem, bo zawsze ten jego wiersz wydawał mi się najodpowiedniejszy na takie chwile, by nie rzec - too obvious. Bo i tak też właśnie się czuję, jak dość (może nawet za bardzo) pełnoletni człowiek w końcu listopada (najchujowszy miesiąc w roku, amen.). 
I te wszystkie smutne, ale jakże prawdziwe!, teksty smutnych piosenek i te wszystkie książki o skretyniałym do cna polskim społeczeństwie napisane przez tych wszystkich zgorzkniałych (i może nawet równie skretyniałych) mężczyzn po 30tce i wreszcie na końcu ten cholerny skurcz w łydce. Niby można z nim iść, czołgać się nawet, powoli, byle do celu, ale to zajmuje dużo więcej czasu.
A akurat jeśli chodzi o marzenia, zrobiłam się ostatnio szaleńczo niecierpliwa.

poniedziałek, 12 listopada 2012

Halo, mi tu szaro.

"Chuj z tym" jako wyraz całkowitej rezygnacji.

czy ty przypadkiem za dużo nie przeklinasz?
za dużo. o wiele, kurwa, za dużo.
ale jak można inaczej, skoro taki weltschmerz, taka grawitacja, że jezusmarja. Depresja listopadowa uderzyła prawie dokładnie w połowie miesiąca, tak bardzo znienacka jak tylko można. Niby wszystko dobrze, słońce świeci, kawa pełna mleka i wolna niedziela, a tutaj tak nagle, hrabia Ef., Maria P. i też mam ochotę położyć się pod kuchenny stół. Słuchawki na uszy i powtarzam znowu razem z nim przyjedź, to uwierzę.
I takie to przekorne, że wręcz hipokryzją zalatuje, że uwielbiam zaciągać się fajką, właśnie wtedy, kiedy mówi, żebym tyle nie paliła, nie wdychała tego dymu. Nie wdycham przecież. Wzdycham sobie tylko (ah ah ahh ahhh), charczę z cicha i nadal nie wiem co ze sobą zrobić. That's the point.
Straciłam apetyt, libido, auto-motywację i parę innych istotnych czynników osobowości. Tak jakbym nie potrafiła egzystować samodzielnie. Tak jakbym musiała prosić, żebyś przyjechał, naprawił mnie, posklejał, poukładał. Jeśli nie wszystko, to chociaż to libido. Z resztą może jakoś sobie poradzę.
To mnie chyba dobija najbardziej. To, że stałam się w jakiś sposób tragicznie miękka, niezdolna do samoregeneracji, zależna od kogoś tak bardzo, że w tych najgorszych chwilach mam wrażenie, że mogę nawet przestać oddychać, jeśli nie będziemy oddychać tym samym powietrzem.
Ja pierdolę, to takie patetyczne, że sama nie wierzę co piszę, ale na Boga!, naprawdę miałam dziś takie myśli. Hormony kobiece u szczytu menstruacji, potrafią zadziwić nawet po 10 latach regularnego działania.
Swoja drogą, gdzieś po drodze zaszła we mnie tak nieprawdopodobna ewolucja, że to bodaj pierwsza niezażarta depresja jaką pamiętam. Bez spaghetti, bez czekolady, nawet bez wódki. Najgorsze 20 minut spędzonych w sklepie kiedy obijałam się o ludzi wyganiając z głowy myśl, że wódka jest Ci dziś potrzebna jak tlen.
Skończyło się dobrze. Pozycją embrionalną i uśmiechaniem się do słuchawek. Dodając do tego dziko realistyczne sny i tymbarka znalezionego na ulicy - dzisiaj tylko my.

Miłość kap kap pada jak deszcz,
Nastaw uszy, unieś się i leć.

środa, 7 listopada 2012

Desire.

Happiness is a state of mind. It's just according to the way you look at things.

Taka na przykład środa. Półmetek tygodnia, połowa drogi między chujowymi poniedziałkami, a upragnionym weekendem, przynajmniej tak to wygląda u większości ludzi których znam, u całej reszty podejrzewam też. Ostatnio jednak, od kiedy każdy weekend masz pracujący, straciły one cały swój urok, dla kontrastu natomiast polubiłaś poniedziałki. Może niekoniecznie to wstawanie rano, bo im dalej w listopad, tym robi się trudniejsze (jakby kiedykolwiek było łatwe), może niekoniecznie nawet seminarki ze skostniałą, neurotyczną panią profesor no i raczej też nie te przedłużane na siłę zajęcia o potencjale surowcowym i zagrożeniu energetycznym państw. Niemniej jednak cały dzień na uczelni oznacza to, że nie idziesz już potem nigdzie, zaszywasz się w domu, masz wino, filmy albo książki, albo jakiś spacer, ale wszystko jest takie spokojne, niewymuszone.
No i taka właśnie środa, kiedy jeszcze delikatnie czujesz ten posmak poniedziałkowego czilałtu, a nie goni Cię jeszcze wizja rozpierdolu w weekend, może być naprawdę dobrym dniem, nawet gdy wszystko dzieje się na odwrót. Nawet gdy pada deszcz, uporczywą, wkurwiającą mżawką, nawet gdy w pracy dzieje się za wiele, nawet gdy jest Ci bardzo słabo i nic Ci się nie chce. Nawet, a może szczególnie wtedy.
Pijesz sobie kakao, palisz wiśniowe papierosy, czytasz o tym dlaczego stosunek seksualny nie istnieje i nieprzerwanie uśmiechasz się pod nosem. A w głowie tylko nieustannie nihilizm, cynizm, sarkazm i orgazm.

Jeszcze będzie normalnie
Jeszcze będzie przepięknie.