środa, 29 lutego 2012

Yesterday didn't happen.

Rozpłynąwszy się w opolskim deszczu i aquarium. Popłynąwszy, pobawiwszy i powkurwiawszy się też nieco, ale przecież to nie to miało być sednem sprawy.
Wiosna idzie! I rozlazłam się. Rozlazłam się tak bardzo, że każdy dzień po kolei, godzina za godziną, mogłabym spędzać na balkonie machając nogami. Nijak się to ma oczywiście to rzeczywistego stanu rzeczy, bo na razie jeszcze jednak na balkon jest ewidentnie za zimno. Początek, wschód słońc, drżenie w kącikach ust, kropki i kreski, och Neisse!

Z cyklu naukowego - pierwsze prawo grawitacji interpersonalnej. Im głupsza i bardziej beznadziejna dupa, tym lepszych facetów przyciąga.
Amen.

I na koniec, zupełnie od rzeczy: I've got bruises on my knees for you.
cały dzień mi siedzi w głowie.

nananan!

czwartek, 23 lutego 2012

Jestem kwiat.

leciutki puch, wykonuję zwiewny ruch.

i wszystko co napisane zostało dotąd dziś i co napisane dopiero zostanie,wyjaśnia się w dwóch zdaniach:
- How do you know when you're in love?
- All the songs make sense.
a jakby jeszcze tego było mało, all the smiles make you singing (when you're at home ofc.) a wszyscy ludzie na ulicy są tak autentycznie zabawni, jakby świat chciał się jednoczyć z Tobą.
Jeszcze nieco ponad dobę wcześniej mówiłam, że muszę przestać się gapić na Ruska, bo nie ogarniam co się na zajęciach dzieje.
Ale kiedy tak sobie siedzisz, sweter w sweter, tylko o niecałe dwa muśnięcia za daleko i zbyt oczywiście, to żaden międzynarodowy system finansowy nie jest w stanie zaburzyć idealnego błogostanu wgapiania się w Twoje dłonie, buty, uda, usta, załamania uszu, sploty na rękawie i ten jeden niesforny lok. Oesu, tak to przesłodziłam, że zaraz sama się zrzygam. I ja wiem oczywiście, że w 40% to głównie mieszanka egzotyki i pretensjonalności, doprawiona odrobiną skurwielstwa, które tak bardzo kurwa mięknie, kiedy się uśmiechasz.
Powiadają, że cudownym środkiem upiększającym jest codzienne uprawianie seksu. Osobiście uważam, że jako początkowy substytut wystarczy półtoragodzinna wymiana feromonów.  Oh mirror, you're so wonderful today!
I gdybyś chociaż w jednej dziesiątej zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo znieczulasz mnie na wszystko inne i jaką roztańczoną mnie zostawiasz, pewnie byś nawet nie uwierzył.
Or you've known it before.

wtorek, 21 lutego 2012

Wait.

nie, że ja. Właśnie bardziej jako prośba, adresowana do Ciebie, bo zrozumiesz.
Wait, turn around, do something? Well.
Magiczny łańcuszek po naoglądaniu się komedii romantycznych. O Boże i znów rzeczywistość jebie Cię po pysku, bo jest luty a nie lipiec, a narrator nie mówi po francusku. And you know you should stop complaining...
bo nie może być aż tak pesymistycznie. nawet tu, w tej, smutnej teraz cholernie, byłej stolicy polskiej piosenki. Co z tego, że nie Paryż. Co z tego, że 23-letni mężczyźni nie są kurwa odpowiedzialni jak na filmach. Że w realiach wszyscy jesteśmy oderwanymi od cyca matki ziemi szczeniętami, które z braku lepszego zajęcia gonią własny ogon. No to co. Leżysz i wzruszasz ramionami i w zasadzie to myślisz, że można by już skończyć tę pisaninę, ale puenta nie chce się znaleźć. Trudno. Będzie bez puenty.
23:50

niedziela, 12 lutego 2012

Forgetłach.

neologizmy śląsko-angielskie na cześć kolejnej imprezy w pół-sylwestrowym, hanysowym towarzystwie. Ja się może na szczegóły rozdrabniać nie będę, ale generalnie zajebiście jak zawsze. Poza drobnym szczegółem, że śpiewając na on-line karaoke zabiłyśmy Whitney Houston. Boroczka usłyszała nasze wykonanie I will always love you i umarła. W butach. A przynajmniej taka jest nieoficjalna, tatusiowa wersja zdarzeń. A ty Hanuś jedz.
Od jutra drugi semestr tej pojebanej uczelni i specjalizacje co szczerzą kły.
gryź mnie po szyi. uuuoooh.
ej, rozumiesz jak ten czas spierdala? dwa dni w dwie minuty, pół roku w jeden dzień. Błożesz Ty mój.
jak jeździsz zamazańcu cholerny? i zrób mi masaż, bo nie trafiam już w literki.
a wszystko na własne życzenie.