historia powtarza się tak idealnie, że nie wygląda to już na cykle, a wręcz na kalkę, z drobnymi poprawkami naniesionymi przez upływ czasu, miejsce i percepcję. Mało istotne w gruncie rzeczy determinanty chwil. Chwil, do tego stopnia niezwykłych, że mam z tego miasta naprawdę solidną garść wspomnień, takich, przy których zawsze, absolutnie zawsze będę miała dreszcze.
historia, jak zresztą wszystkie najpiękniejsze historie, dotyczy oczywiście półboga w ambie glorii, który co prawda waha się już na granicy bycia ćwierćbogiem jedynie, niemniej jednak moja (
bez backgroundu, bo był wcześniej. wcześniej było też o palpitacjach, rozwianych włosach i nieziemskim szoku. na dziś, a raczej na reminiscencję z wczoraj wibrujące tętnice, połamane płoty i pierwszy tak wspaniały weekend od dwóch lat niemalże.
generalnie, kiedy widzisz kogoś po raz pierwszy w życiu, jako fantom na ścianie i nie sądzisz, że kiedykolwiek dane wam się będzie spotkać, potem następuje akcja palpitacja, o której pisałam poprzednio, a dwa tygodnie po tejże akcji, nagle, zupełnie nieoczekiwanie spędzacie niedzielny poranek w jednym łóżku z szampanem, kawiorem i całowaniem, to - ja najmocniej przepraszam za wulgaryzmy - ale to jest pierdolony sen. (!!!) jest lepsze niż sen, bo dzieje się jak najbardziej na jawie, mimo, że nawet w najśmielszych fantazjach z okresu pierwszego psycho uwielbienia nie byłabym w stanie zwizualizować sobie takiej akcji.
tak na dobrą sprawę, było całkiem zwyczajnie, w sensie, bez filmowych wzlotów, księżniczek i tym podobnych ozdobników. Mokra pościel, dom pełen ludzi, pomięte ubrania, kradziony kawior i ruskie wino musujące. Nawet samo całowanie nie należało do najlepszych w moim życiu, ale fakt, że to właśnie on (ON!), że te amby, glorie, że to trochę tak, jakbyś spędziła ranek z wokalistą ulubionego zespołu i nagle okazałoby się, że to taki sam normalny człowiek jak inni. i jeszcze kawa, słońce, papierosy, a na końcu zrobiłaś Panu Bogu rosołek.
jest najpiękniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz