niedziela, 3 marca 2013

Like a prayer

In the midnight hour I can feel your power.

for the most.
co za piękny początek wiosny na trzy tygodnie przed terminem ^^ sezon plenerowy uważam za oficjalnie otwarty w, być może nie wielkim, ale za to spontanicznym stylu, i na dodatek ta noc, ten poranek, zmieniający tak wiele.
nie dalej bowiem jak 24 godziny temu, dane mi było przeżyć scenę rodem z książek, filmów czy kretyńskich snów. scena ta generalnie wiąże się z szerokim backgroundem, który w skrócie wygląda tak: jakiś czas temu na imprezie zobaczyłam, wyświetlone na ścianie w klubie, zdjęcie najpiękniejszej istoty na świecie, idealnej do tego stopnia, iż patrząc na nie popłakałam się, nie wierząc, że po ziemi chodzą takie cuda. Płakałam pięć kolejnych dni, całując go w czoło na dzień dobry i dobranoc, snując w głowie wizje o dość niskim stopniu prawdopodobieństwa, gdyż, pomimo dość licznych wspólnych znajomych, cudo owo, jak wynikało z researchu, rzuciło studia i wyjechało za chlebem i kokainą na Niderlandy. Tyle w kwestii backgroundu.
i tak oto, po miesiącu ledwie, stoję sobie na własnym balkonie i palę papierosa, by zaraz potem usłyszeć wśród pisków jego imię i zejść na zawał niemalże. Ale jak on, co on tutaj, skoro przecież Holandia. Ale jak Holandia skoro stoi w progu Twojego pokoju z tymi rozwianymi włosami i rozpiętym płaszczem, w całym tym swoim ambie cudowności i nie wiesz, czy to halucynacja po czerwonym winie, czy faktycznie jesteś świadkiem objawienia. A potem przychodzi na ten balkon, przytula się i pyta jak masz na imię i dlaczego właśnie tak.
i pomimo tego, że w zasadzie dość szybko spada ze swojego piedestału, bez większego huku, po prostu. pomimo tego, że cała ta cudowność, podobnie jak wszystkie historie okazała się być tylko imaginacją, pomimo tego, że jest w gruncie rzeczy dość fajny, niemniej jednak nie jest żadnym cudem, bynajmniej, pomimo tych wszystkich aspektów będę miała do tej historii sentyment ogromny, bo przez te głupie trzydzieści kilka sekund moje serce wykonało więcej uderzeń niż w ciągu ostatnich trzydziestu minut razem wziętych.
potem zresztą poszliśmy o czwartej nad ranem pić piwo na murach obronnych, a wszystko zostało zwieńczone oglądaniem nad ranem oscarowych filmów w łóżku kumpla mojej współlokatorki i pięknie słonecznym porankiem.
a wszystko to razem utwierdziło mnie w przekonaniu, że w tym mieście też można, że jeszcze może być fajnie. że to będzie piękna wiosna <3

1 komentarz: