środa, 3 października 2012

Sickness.

Październikowe i ostre powietrze lepiej by smakowało w innym mieście, nie tu. 
Wsiąść do nocnego, pustego tramwaju, drzemać tuż przy swym barwnym odbiciu w zawilgoconej szybie - jechać, drzemać.

tylko, że tu nawet nie ma tramwajów. Nie ma nawet kurwa nocnych autobusów. Takich stricte nocnych, bo nie biorę pod uwagę tego, że coraz bardziej jesiennie, że teraz już praktycznie połowa autobusów kursuje po ciemku. Tych porannych i wieczornych. Nie, nie, nie o to mi chodzi zupełnie, bo to jest totalnie inny klimat. 
Niemniej jednak próbuję. Próbuję uwierzyć, przestawić się, że coś w tym mieście może się dziać. Że ten początek roku akademickiego to taki nowy zastrzyk, czegoś zupełnie innego... i w jakiś tam sposób ostatniego, więc muszę czerpać z niego pełnymi garściami. (bardzo gramatyczne zdanie.)
Nawet to przeziębienie nie może mi przeszkodzić. Zamiar generalnie jest bardzo prosty: live, love, asap. 
I piosenka na koniec, aktualniejsza niż mogłoby się wydawać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz