piątek, 19 października 2012

To o niczym nie znaczy

Naprawdę.
Dzień drugi - trzy ćwierci do śmierci. Udawanej, metaforycznej oczywiście, jakkolwiek kto to widział, żeby się już nawet śmiać nie było można. Może nie tyle, że nie można, ba!, może by to nawet było wskazane, tyle, że to tak cholernie boli. Boli teraz zresztą w sumie wszystko. Spanie, stanie, siedzenie, wstawanie, ubieranie płaszcza, a nawet wkładanie skarpetek. I dobrze. Ja wiem, że ma boleć, nie sądziłam tylko, że aż tak.
Gupie ludzie z amino chujstwem zamiast mózgu mówio, że the pain you feel today, will be the strenght you feel tomorrow. Skoro tak, proszę bardzo, ja nie mam w sumie nic przeciwko, boję się tylko, że rano obudzę się silniejsza od Pudziana.
Jeszcze kurwa walczyć z tym, żeby nie przyjąć 500 czekoladowych ojro darowanych przez nowego współlokatora, odwołać zamówienie na Toblerone, uśmiechać się do ludzi, ogarnąć wszystkie sprawy które uparcie tkwią na głowie i pisać tą jebaną magisterkę. Ciągle walczyć.
A na koniec dawka jak zwykle niezawodnego szczecińskiego hip hopu.

Jest źle, nie było wcześniej mi tak
W kręgosłup jakiś ból mi wszedł i boleśnie tkwi tam
Może dysk mi wypadł, albo bliski i tak zgon
Bo komu bije dzwon, temu bije dzwon
Mi jeszcze nie bije, ale perspektywy i tak mam blade
Bo najgorsze ma dopiero nadejść
Kompletny upadek i przerwany Chocholi Taniec
Bo kaloryfer jest gorący - włączyli ogrzewanie
To nie jest miłe, nie jest dobrze, jest źle o tyle
Że przyszła jesień znowu, ja ją znowu przeoczyłem

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz