niedziela, 15 stycznia 2012

Nadzieję sieję.

albo i ona sieje się sama. Dobrze by było w zasadzie, gdyż konkluzje są zgoła pesymistyczne. Otóż im bardziej się staram tym gorzej mi wychodzi. Przejebanie sesyjny tydzień zaliczeniowy, tony papierosów i hektolitry kawy z wiecznym niedospaniem w tle. I co? I tak wszystko ch. Generalnie naczelny uniwersytet miasta stumostów (nie mylić z Wroclove) ssie po całości i totalnie nie ogarniam zasad uznawanych przez tutejszych wykładowców. Nie no, wyjebać się z tych studiów nie dam, nawet nie ma takiej opcji, jednakowoż wrodzone ambicje (buahahahah!) wymuszają niejako konieczność posiadania wyższych wskaźników na karcie zaliczeń. Ależ chuj no. 1/3 za mną. A teksty o tym, że i tak wymiatam godząc to wszystko z pracą, pozwalają niejako utrzymać równowagę psychiczną na poziomie względnie stabilnym.
Z wydarzeń najnowszych - spadł śnieg. Gwoli ścisłości namiastka śniegu, jakkolwiek da się zauważyć tendencję zwyżkową więc oby nam się!
A w tle się przewijają smutne refleksje dotyczące interesowności jednostek genetycznie wyposażonych w penisy (nie mylić z samcem, a nie daj Bóg z facetem!). Pojawia się to to wszędzie, spływa ze ścian, macha zza rogu, uśmiecha się z okna i wiecznie coś chce. Daj fajkę, daj notatki, zrób mi wpis, odbierz mi indeks,, pożycz mi to, oddaj tamto, chodź, idź, wyjdź, przyjdź, daj, zabierz, wybierz a przede wszystkim nie marudź. Bo przecież mam prawo do własnego światopoglądu i to nie jest tak jak Ty to widzisz bo moje jest mojsze niż twojsze so shut the fuck up and do it again. Chu.je tę.pe nic.nie.war.te.
Pozbywszy się nadwyżki jadu względem płci przeciwnej mogę zacząć kolejny wieczór nakurwiania. A mottem na ten weekend niechaj będzie:

so... let's go!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz