niedziela, 18 grudnia 2011

Coraz bliżej Święta...

w zasadzie już za tydzień, a jakoś tak zwyczajnie. Ani śniegu, ani kolęd, ani Mariah Carey w centrach handlowych (po których co prawda nie chodzę, no ale jednak). Nie ma lampek na ulicach, choinek na skwerach i przede wszystkim raz jeszcze zapytam gdzie jest kurwa śnieg?!
w wyobraźni, tej wcześniejszej, okres przedświąteczny w stumostów był tak cholernie bajkowy, taki, kurwa piękny. Był śnieg, spacery, wieczory w kinie, aniołki, wata cukrowa, x, y, z i akordeon w tle. To tyle jeśli chodzi o cuda. Jest mróz, ból płuc, gołe ulice, anemiczne słońce, spalony olej na frytki i współlokator mordujący karpie na balkonie. I te biedne karpie to jak na razie jedyny, niekoniecznie najmilszy, objaw zbliżających się świąt. Jezuuuuu, dorosłość jest taka chujowa.
I'm so fucking disappointed.
a jeśli chodzi o tzw. ''Ducha Świąt'' to jak na razie wygląda tak:

wieczór. nie lubię świata jeszcze bardziej. jedna spalona fajka, nie chce mi się wychodzić na balkon. hektolitry herbaty z malinami i miętowa czekolada. Na dokładkę, na wszystko Milan Kundera. I Pianochocolate, bo dziś jakiekolwiek przekazy werbalne mogłyby mnie dobić.
W momencie najskrajniejszym rozważałam nawet wycieczkę na Wodociągową, bo mają muzykoterapię, ale w zasadzie to ja sobie sama tą muzykoterapię też robię, więc bez sensu wychodzić z domu i ludzi straszyć na zasadzie: Psze Pani, przyśnił mi się piękny sen i dostałam pierdolca.
cały dzień przejebany. I nadal potrzebuję masażu. Pomimo wszelkich przeciwwskazań

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz