w wyobraźni, tej wcześniejszej, okres przedświąteczny w stumostów był tak cholernie bajkowy, taki, kurwa piękny. Był śnieg, spacery, wieczory w kinie, aniołki, wata cukrowa, x, y, z i akordeon w tle. To tyle jeśli chodzi o cuda. Jest mróz, ból płuc, gołe ulice, anemiczne słońce, spalony olej na frytki i współlokator mordujący karpie na balkonie. I te biedne karpie to jak na razie jedyny, niekoniecznie najmilszy, objaw zbliżających się świąt. Jezuuuuu, dorosłość jest taka chujowa.
I'm so fucking disappointed.
a jeśli chodzi o tzw. ''Ducha Świąt'' to jak na razie wygląda tak:
wieczór. nie lubię świata jeszcze bardziej. jedna spalona fajka, nie chce mi się wychodzić na balkon. hektolitry herbaty z malinami i miętowa czekolada. Na dokładkę, na wszystko Milan Kundera. I Pianochocolate, bo dziś jakiekolwiek przekazy werbalne mogłyby mnie dobić.
W momencie najskrajniejszym rozważałam nawet wycieczkę na Wodociągową, bo mają muzykoterapię, ale w zasadzie to ja sobie sama tą muzykoterapię też robię, więc bez sensu wychodzić z domu i ludzi straszyć na zasadzie: Psze Pani, przyśnił mi się piękny sen i dostałam pierdolca.
cały dzień przejebany. I nadal potrzebuję masażu. Pomimo wszelkich przeciwwskazań
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz