niedziela, 4 grudnia 2011

Zwierzę bez nogi.

Pan Ef. oczywiście.
i grudzień, nieśnieżny, niespieszny, z niekończącą się mżawką w tle.
Odpoczywam. Czytam więcej niż ostatnio, nie mam za to ochoty jakoś na wełnę i oczka, tak jakbym z góry przeczuwała fiasko projektu (again!). Ale to chwilowe, chcieć to móc, więc czekam aż mi się zachce.
Zmiana pór roku, czyli w cyklu rocznym znowu chce mi się oderwać. Pójść, odkryć, poznać, a jednocześnie wyłączyć się, poluzować smycz i sznurowadła, odbiec. Nie na zawsze, na czas jakiś, wrócić bogatszą we wszystko, bo przecież. Znowu mi się śniło, że rzygałam stagnacją.
Jednocześnie pasjanse jednoznacznie wskazują na to, że już wkrótce dostanę to, co miałam otrzymać już dawno. Pasjanse robione oczywiście z totalnego braku kreatywniejszego zajęcia, więc w zasadzie nie wiadomo czy warto w to pokładać, nawet nie nadzieję, ale choćby ułamek uwagi przedsennej. A niech się dzieje w zasadzie co chce. W tym aspekcie. A całą resztę extremely under control.

A w tle nadal hrabia Ef. co się składa z wody, tłuszczu i wad. I ja się z nim składam z wad w kwadrat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz