środa, 28 marca 2012

Niby wiosna.

...niby szczęście, a wszystko chuj.
tak właśnie mniej więcej można to przedstawić.
I to nawet nie to, że choruję znowu, bo to koniec miesiąca, więc tradycja musi zostać podtrzymana, to nawet nie to, że praca znowu, bo jakoś nawet wychodzę na prostą i nie chodzi nawet o rezerwy i rezerwat. Nie są to też żadne problemy z panem potencjalnym, choć jeszcze niedawno mogłyby być.
Wszystko układa się w kształt nazbyt wybujałej sinusoidy z punktami skrajnymi godnymi cyklofrenika i nie ma na to wpływu słońce, ani inne czynniki zazwyczaj warunkujące. O dziwo, paradoksalnie, całkiem spory wpływ ma deszcz i to wcale nie tak negatywny jak mogłoby się zdawać. I tak oto, jeszcze kilka dni temu zabierałam się za napisanie czegoś w stylu I think that possibly, maybe I'm fallin' for you., ale zawsze jakoś tak schodziło, że było już po północy, a ja cholernie nie lubię tworzyć postów na dzień naprzód. A dziś nawet nie chce mi się tego, tak jakbym przestała nagle myśleć, jakby ten stopień prawdopodobieństwa zmalał, wraz ze wzrostem księżyca, więc może poziom hormonów mi się zmienił. Może znowu chodzi o tą mentalną nimfomanię, o ten swoisty płodozmian fantazmatów, o to, że piszesz, że zmieniasz decyzje niemal tak szybko jak ja obiekty westchnień, że nie jestem pewna czy nadal tego chcę i czemu do kurwy nędzy płakałam, kiedy było tak źle, skoro z punktu widzenia dzisiejszego wieczoru nie zdarzyła się żadna tragedia? I czemu ta głupia ambiwalencja, ten strach przed konsekwencjami musi towarzyszyć każdemu mojemu wyborowi? I niezależnie od wagi decyzji, jest tam zawsze. Idę do sklepu i widzę jogurt w limitowanej edycji z truskawkami, ale obok jest też ananasowy i też w sumie ananasa bym zjadła. I stoję jak ta cipa pół godziny nad lodówką z jogurtami międląc w dłoniach dwa Bogu ducha winne pudełeczka i ostatecznie oczywiście kupuję oba, bo każdy wybór byłby tym gorszym. Pal licho te nadprogramowo wydane 2 złote, to naprawdę pikuś w porównaniu do faktu, że w życiu nie da się tak wybrać. Nie możesz jednocześnie być w dwóch miejscach, kochać dwóch (a co dopiero dwunastu!) królewiczów i studiować pięciu lingwistyk na raz, skoro nie chce Ci się nawet odpalić hiszpańskich lektoratów na kompie.
I niby jest dobrze, niby bezpiecznie, uśmiechamy się do siebie i ogólnie jest ten feeling, ale jednak. Jednak kiedy patrzysz za długo, chcę byś przestał, bo to męczy, bo co jeśli faktycznie coś z tego będzie, a Ty nie jesteś księciem? Nooo kurwa. Książąt nie ma, ja to wiem, tylko moja emocjonalność nie chce tego jakoś zaakceptować. Znamienne jest też to, że kiedy tylko spuścisz wzrok patrzę ja. Patrzę i patrzę i napatrzeć się nie mogę, byle tylko nie zostać złapaną, bo znów ta sama historia. I tak się toczy to błędne koło w którym znajduję może godzinę w ciągu doby na rzeczy naprawdę istotne, które robię w dodatku bardzo ekspresowo i sypiam po 3-4 h żeby jeszcze na to bezkarnie narzekać.
Dodajmy jeszcze do tego, że notorycznie słucham popu z list przebojów i jakby tego było mało identyfikuję się z podmiotem lirycznym tych "dzieł". Kurwa mać. I nie mogę nic na to poradzić, bo to z wewnątrz płynie, ta potrzeba jakaś dziwna do bycia głupią dupą z liceum. Princess mode on.
Dziewczynki są pierdolnięte.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz