poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Looking back over my shoulder.

pierwszy raz ostentacyjnie złamana tradycja, bo pomyślałam sobie, że pisać tutaj należy, wtedy i tylko wtedy kiedy czujesz, że pisać musisz. że bez sensu jest robić notki na zapas, bo emocje zmieniają się kalejdoskopowym tempem i wszystko co pisane z retrospekcji wieje straszną sztucznością a przynajmniej ja to tak odbieram. a mi się nagle odmieniło.
Ale przecież nie siedzę do 2 w nocy tylko po to, żeby pisać o czymś takim. Ogólnie szykuje się kolejna malkontencka na wskroś notka o tym jak bardzo chujowe są jednak deszcze i że od dawna wiadomo, najlepiej się narzeka, bo taka mentalność. Na początek jeszcze wzmianka muzyczna, że Norah Jones nocą na słuchawkach ma klimat wprost przemagiczny, że aż się chce pić to Martini prosto z butelki i palić w kuchni mimo wszystkich nieformalnych zakazów. Znów wracają mi tendencje do bycia pierdoloną filmową królewną, tą królewną z produkcji w stylu Bridget Jones Diary czy Legally Blonde, jakkolwiek by ta ich królewskość nie była kwestionowana. I tu kolejne spostrzeżenie, z dnia minionego w zasadzie, dotyczące, bo jakżeby inaczej, papierosów. Nikotyna jest cudownym środkiem terapeutycznym. Na wszystko. Próbowałaś nie palić przez pierwsze 6 godzin po przebudzeniu i w rezultacie wszystkie te problemy, wyciśnięta do cna cytryna, zepsute słuchawki, spóźniony autobus, zbyt długie światła i nieposegregowane śmieci doprowadziły Cię niemalże na skraj załamania nerwowego, że poryczałaś się na przystanku, prawie skopałaś słupek od świateł i po raz kolejny w wyobraźni wyrzuciłaś współlokatorkę za okno tylko dlatego, że gotowała obiad, kiedy
Ty akurat rzucałaś słoikami po całej kuchni. I o dziwo większość napięcia zeszła po pierwszym papierosie, tak, że nawet to że mokniesz nie przeszkadzało. Trochę to było tak jakby ta fajka była wizualizacją wszystkich tych problemów, które tak nagle, spopielałe roztrzaskują się o chodnik, jednym ruchem palca. Perfect. A przy okazji kolejna myśl, tym razem mój wewnętrzny, nieodłączny hasacz, który dla odmiany wziął się za autoanalizę i od mniej więcej tygodnia bombarduje mnie informacjami na temat tego jak bardzo złym człowiekiem jestem. Co gorsza ten skurwiel znajduje doskonałe przykłady na unaocznienie mi wszystkich tych ciemnych stron mojej osobowości, jakkolwiek marne i nieznaczące by nie były. I nie da mu się absolutnie przetłumaczyć, że całe gro ludzi na świecie na każdym kroku uświadamia mi, że mój własny egocentryzm, to prowincjonalna amatorka w porównaniu z tym co faktycznie można od świata wycisnąć będąc dostatecznie zdeterminowanym. Jako synonimu w tym przypadku zalecałabym użycie słów wrednym i zaborczym, ale na razie może zostańmy przy tej eufemistycznej wersji.
a na dodatek minął rok od opolskiego weekendu z brokułami i świeczkami w tle. fucking flashbacks.
a na drugi dodatek nadal nie umiem się pogodzić z faktami wynikającym niezaprzeczalnie z działań pani suki ogrodniczki, która w zasadzie to sama by nie chciała, ale nie daj Bóg, gdyby miał mieć ktoś inny. No i tak oto, mimo iż gdzieś w głębi wiedziałam, że tak będzie, nadal nie mogę do końca dojść do siebie i jakoś tak w tle się pojawiają te "gdyby". ale...
gdyby matka miała fiuta to byłaby ojcem.
i tyle w temacie my dear.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz