niedziela, 27 maja 2012

Nadchodzą czasy serducha.

czyli Szumi Jawor Soundsystem!, jako wynik inspiracji wydarzeniami zeszłego weekendu. Ale może do rzeczy...

Wszystko więc za sprawą Piastonaliów - jednej z niewielu rzeczy dla których naprawdę nie żałuję, że wybrałam to miejsce na studia. Koncerty genialne, wycieczki po mieście jeszcze lepsze, klimat towarzyszący - "nienawidzę ludzi, ale i tak jest spoko". No dobra, nie wszystkich. Nienawidzę, miejscowo oczywiście, tych wszystkich idiotów, którzy zamiast przyjść i cieszyć się muzyką, przychodzą i robią burdy. Może nawet nie tyle nienawidzę, ile wkurwiają mnie po prostu, stąd też miejscowo i koniec tematu. Eksterminacji nie będzie.
Ale koncerty... był więc Rahim (tudzież Król Rahim Przenajlepszy, jak go tu gdzieś kiedyś tytułowałam), był Grubson (którego po dwóch latach czekania w końcu zobaczyłam na żywo), był Dub Fx (którego fajnie zobaczyć w sumie, bo jednak zagraniczna gwiazda) CKOD, Sofa, IRA i parę innych, ale didn't pay attention, toteż nie wymieniam.
I wreszcie wisienka na piastonaliowym torcie. Niezły Gooral, Dobry Gooral, przenajlepszy kurwa na świecie Gooral, którego koncert wywrócił mi mentalność na lewą stronę. Do góry nogami. Ja wiem, że brzmię może jak nastoletnia psychofanka, ale nie można przecież mówić z chłodną obojętnością o facecie który funduje Ci półtorej godziny orgazmu. Mentalnego orgazmu, muzycznego orgazmu, duchowego orgazmu i w zasadzie każdego innego również. Stoisz pod sceną i masz wrażenie, że zaraz eksplodujesz z nadmiaru szczęścia. Nagle będzie wejście, pan didżej wciśnie odpowiednie przyciszczki, a Ciebie rozjebie na miliard kolorowych serc. I dusi Cię w gardle, w zasadzie nie wiadomo czy ze śmiechu czy wzruszenia i ojapierdole, czemu rozwaliłam sobie to kolano zaledwie kilkanaście godzin wcześniej i nawet porządnie skakać nie mogę. Oczywiście pomijam te wszystkie trywialne aspekty - burzę loków i najoczywistszą, promieniującą niczym Czarnobyl, seksualność. No dobra, porównanie z wrakiem elektrowni atomowej, nie jest może najszczęśliwsze, ale chodziło mi o podkreślenie siły rażenia. Zabójczo. Zabójczo zajebiście. I tak oto w ciągu wyżej wspomnianego półtoragodzinnego orgazmu, siłą rzeczy ewoluowałam z fanki do fanatyczki. I jak na każdą szanującą się fanatyczkę przystało spędziłam dziś długie godziny na przetrząsaniu Internetów i wygrzebywaniu z nich wszystkiego co z tematem związane. Stąd też Psio Crew, którą oczywiście znałam już wcześniej, jednak dopiero teraz zaczęłam interesować się bardziej. Naturalną koleją rzeczy mamy, wspominany na początku, Szumi Jawor Soundsystem no i oczywiście znów Dobrego Goorala, który, naprawdę potwierdzam!, wchodzi do serducha.
Bilans dodatni, jutro egzamin, ale uczę się tańcząc, więc wszystko na najlepszej drodze. A co do powiedzenia nie lubię chamstwa i góralskiej muzyki - definitywnie i na całe życie wykreślamy drugą część. Co wcale nie oznacza, że wcześniej się pod nią podpisywałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz