środa, 2 maja 2012

Plamy na słońcu, upał na ulicy.

a mnie się śnią wypadające zęby, helikoptery na czerwonym niebie i wzmianki o potrójnych orgazmach koleżanek z harcerstwa. chyba będzie wojna.
jak na razie, poza upałami, najdłuższym weekendem w roku, w połowie przepracowanym i coraz to nowymi smakami piwa nic się nie dzieje. tyle, że moje serce krwawi, bo mój chłopak się nie zjawi.
parafraza zamierzona.
w zasadzie to nawet nie aż tak bardzo krwawi, pluje krwią właściwie, z mieszaniną głupiej złości i jeszcze bardziej irracjonalnego smutku. bo przecież nic mi się nie zjebie, przecież bałam się nawet trochę, jak ja to ogarnę, jeśli w ogóle dam radę. więc z jednej strony 'problem' rozwiązał się sam. tyle, że i tak jakoś smutno.
a wcześniej była wódka i różowe wino, lazurowe wybrzeże i lazurowa woda. i prawie wymuszona namiastka survivalu, mogąca zakończyć się na łeb na szyję, gdyby nie mój upór. choć raz. plus wampir z m-3 (.mp3 ?!) i wszystko tak bardzo do głaskania. naprawdę tam ładnie. w końcu nazwa Silesia zobowiązuje.
i w końcu dzisiaj była burza. pierwsze wiosenne półtorej godziny piorunów i od razu człowiek poczuł się jakoś bardziej spokojny. i nic na razie wkurwić nie jest mnie w stanie. nawet to, że pranie zafarbowało na turkusowo. cóż. jak lazur, to lazur. ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz