niedziela, 11 września 2011

That's not the shape of my heart

definitely not.
thought of the day

Miasto stumostów i permanentnej nowości ochrzczone w prawie starym stylu. Rdzeń kręgowy byłych - obecnych, przechodzących z miasta w miasto tak jak ja, papierosy i zbyt mocne drinki. I niby wszystko pięknie (tęskniłam! my też tęskniliśmy!) i nawet nie rutynowo, ale jednak coś nie jest w porządku. Coś bardzo nie jest w porządku. Może to kwestia dnia, syndromów przesytu i generalnego odwyknięcia od reguł tym sterujących. A może po prostu cholerne przeświadczenie, że jak zawsze powinnam zacząć od nowa. I czuję, że zaczyna we mnie kiełkować, zalatując nieco hipokryzją, ta potrzeba, by nagle wydorośleć. To, co tak bardzo miałam przecież za złe kilka miesięcy temu. Odbywa się to oczywiście w nieco inny sposób. Ja się nie będę zarzekać i wyrzekać i zamykać w sobie i ciągle gonić za mirażem doskonałości. Ja po prostu chcę siedzieć pod kocem, pić owocową herbatę i czytać ambitne książki. Chcę spacerować nad rzeką i robić normalne zakupy w galeriach. Pracować, zarabiać, dorosnąć. I zgrzyta mi bardzo między zębami ten wyjebańczy look oświeconych ponad plebsem.
Balans na granicy najskrajniejszych emocji. Tak. Dzisiaj w nocy dokładnie mogę określić ambiwalencję. Bez raczej żadnych niedomówień i spaczeń na którąkolwiek ze stron.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz