wtorek, 22 listopada 2011

K.O.

gdyż: 

Walczą we mnie lwy
Walczy zgraja psów.
Moje myśli dziś jak po linie chód.
Widzę słońca dwa, jak rozpoznać mam
Gdzie prawdziwy a gdzie odbity blask?

Na ringu ustawiam się
Na przeciw odbicia mnie
By zmylić obniżam głos
Nim zadam pierwszy cios
Przegrałam już tysiąc walk
Czytając z mych ruchu warg
Znów studzą we mnie krew
Wygodnickie lęki

Minuty przed gongiem dwie
Głodny tłum liczy mnie
Uśmiechem próbuje kłuć
Mówi mi co mam czuć
Najchętniej skoczyłabym
Do oczu i gardeł im
I żeby to gładko szło
Bo tak nie lubię potu.


to tyle gwoli wstępu. Liryczne, symboliczne odnośniki do tej ciągle szarpiącej ambiwalencji. Dwie mnie we mnie, jak nie dwieście, a jedna na drugą szczerzy kły, pluje i szyderzy.
A na dodatek rozlazłość, definiowana błędnie przez otoczenie jako zakochanie. A ja znów, uparcie wyrzekam się ujednolicania i podciągania pod schematy. Nie umiem jednak zdefiniować tego, wiem tylko, czym to nie jest. I to, że ostatnio, znowu pojawiło się, wspomniane wcześniej, poczucie bezpieczeństwa. To, że kiedy idę sama w środku nocy oblodzonymi chodnikami stumostów, to nawet w pełnym świetle latarni, drżę jak osika, że zaraz spotkam jakiegoś maniaka, który zedrze ze mnie ostatnie pieniądze i resztki godności. Dla porównania zaś wracając ramię w ramię z Tobą, w bardzo podobnych okolicznościach czasowo-pogodowych, intuicyjnie wybieram drogę przez nieoświetlony park, bo mogę. Bo czuję się z tym dobrze, bo jesteś przy mnie, więc jest mi bezpiecznie. I cały świat i nawet wszystkie galaktyki mogą mi naskoczyć, bo przecież.
Paradoksalnie i irracjonalnie właśnie tak. Nie zmienia to jednak faktu, że odrobiłam pracę domową i nic budować na tym bezpieczeństwie nie mam zamiaru.
Co się zaś tyczy poza-emocjonalnych przemyśleń, to razem z eL.U.Cem zanucę zalegalizujcie zieleń w moim mieście. Bo to smutne naprawdę, kiedy wszystkie ostoje soczystej blaszanej zieleni przeistaczają się w zwykłe blaszane budy. Myślałam, że ta zmiana kolorystyki Ruchu dotyczy tylko Holy City, okazuje się jednak, że stumostów też szarzeje, powoli acz konsekwentnie. I niechby chociaż śnieg spadł. Dla kontrastu.
Wieczór z malinową herbatą i Pratchettem. A w tle Erotic Lounge, czyli jakby zapowiedź snów z pogranicza.
Have a nice night.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz