czwartek, 10 listopada 2011

Too drunk to fuck.

znowu tytuł zaczerpnięty z piosenki, jakkolwiek wymowny by nie był.
a teraz na szybko przygody dnia wczorajszego przez które do teraz zanoszę się opętańczym chichotem z dopiskiem moje życie nadaje się na film. Najnowsze dzieło z gatunku wszechświat tak chciał.
Akcja zaczyna się wczesnym wieczorem kiedy znudzona totalnie powracam do domku dla lalek, do Olgi i Misia w celu dokończenia przygód z Morawską zieloną wróżką. W toku konwersacji, degustacji i dywagacji przeplata się informacja, że nie kto inny jak ten, któremu kilka dni wcześniej kazałam wypierdalać z głowy i nie pokazywać się więcej, również ostatnio o mnie myślał (z tym, że ja mu intencjonalnie nie właziłam w mózg, swear the God). Możesz to sobie nazwać telepatią jeśli chcesz. No i że tak myśli i myśli i że może czas nadszedł.
I tak sobie ten temat krąży po orbitach wokół i co chwilę powraca w tej lub innej formie, bo przy tym ogromie skojarzeń, nie da się inaczej. A kiedy wróżka się skończyła i nadszedł czas pójścia do domu bierzemy mopsa i upojone totalnie czeskim szczęściem w płynie ruszamy. Najpierw długą drogą w dół (z dziewiątego piętra naprawdę łatwiej się wydostać wciskając w windzie 'parter') a później radośnie pustymi ulicami. Oczywiście dalej pozostając w temacie jak wyżej. I kiedy tak najspokojniej w świecie obrabiamy dupę wyżej wspomnianemu odwracamy się w lewo i... tak, właśnie tak! Kogóż to moje piękne oczy widzą! [w tym momencie w tle pojawia się mądry Pan z PZU oznajmując: prawo ironii losu nr 717. Jeśli nie widziałaś się ze swoim byłym w zasadzie chuj wie kim przez blisko pięć miesięcy to spotkasz go z pewnością w najmniej odpowiednim momencie] a ja, gdybym mogła, zrobiłabym bliip! i znikła. Ale, że nawet morawska wróżka nie daje takiej mocy, musiałam znieść wszystko mężnie w stanie bardzo zabaniaczonym gwoli przypomnienia. Zniosłam. Tak, chyba tak, poniekąd z tego co kojarzę dałam radę. Tylko nic się kurwa nie odzywaj, żeby czymś nie dojebać! Co też w jakimś tam stopniu wyszło. I wiedziałam, wiedziałam to kurwa, że ten rachunek z Tesco na 9 złotych i 23 grosze to jakiś cholerny omen. Albo inny jakiś chuj. W każdym razie wszechświat tak chciał. Teraz zaś abstrahując od decyzji wszechświata, chociaż z  nim nigdy nic nie wiadomo, idę kimać bo życie tragikomicznej cipy-zdrapy jest takie exhausting.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz